Wiadomą rzeczą jest, że do każdego wyjazdu trzeba się przygotować.
Potrzebny jest czas, forsa i technicznie sprawny, przygotowany do podróży motocykl.
Najtrudniej jest z czasem. Ta sztuka udaje się nielicznym i w zależności od rodzaju pracy, od rodzinnych konotacji i innych elementów, bywa to niemożliwe, albo całkiem prawdopodobne, żeby pojechać na dłużej niż trzy tygodnie. Mi, uzbieranie około 70 dni, zajęło dwa lata.
Kolejną składową w hierarchii trudności, jest przygotowanie motocykla. Trzeba zapłacić, albo zapłacić za części i zakasać rękawy. Po wielu roboczogodzinach spędzonych przy kręceniu śrubkami, czegoś tam się nauczyłem, ale nie zawsze sam sobie radziłem. No ale odhaczone.
Najmniej absorbujące, a więc najłatwiejsze do zdobycia są pieniądze. Nie dlatego, że można je mieć od tak. System zadbał o to, żeby większości z nas łatwo nie było. Jeśli jednak ma się pracę, wystarczy część zarobków chomikować. Nie wymaga to ani wielkiego zachodu, ani specjalnych umiejętności. Kwestią czasu jest, kiedy uzbiera się odpowiednia kupka. Mi zajęło to około 3 lat.
Mogę więc śmiało napisać, że moje przygotowania trwały trzy lata, a poniżej, pokrótce opiszę, jak zamieniłem to wszystko co wyżej na dwa dni
Dzień 1Pierwszy dzień podróży za mną i pierwsza przygoda przede mną.
Chciałem na wschód, a dojechałem do Rzeszowa, i nie chcą puścić mnie dalej. Kto? No nie Rzeszowiacy przecież
Kłopoty techniczne nie chcą mnie puścić, a dokładnie nieszczelność. Olej silnikowy brudzi but.
Podejrzewam wiecznie żywy kłopot z uszczelnieniem rozrusznika. Muszę znaleźć odpowiednie miejsce do rozbiórki, zakasać rękawy i rozprawić się z tym raz na zawsze. W tej sprawie, nawet odwiedziłem specjalistyczny sklep, żeby kupić odpowiednie oprzyrządowanie i chemię ostatniej szansy.
Mogę też zawrócić, bo motocykl jeździ bardzo dobrze. Postawić go w garażu, ku uciesze pająków i poszukać wczasów zorganizowanych w hotelu pięciogwiazdkowym, otoczony murem, ale tuż przy plaży nad ciepłym morzem. Tam zanudzę się na śmierć, a potem wrócę i wybebeszę obelisk do ostatniej śrubki i do ostatniej uszczelki
Albo zamknę się w sobie i będę zaległe książki czytał, a starczy ich na baaaardzo długo
Dzień 2. Ostatni.Stroszyłem się i stroszyłem i chyba przesadziłem
To najkrótszy wyjazd ze wszystkich wyjazdów. Dwa dni w podróży.
Przez Turcję, gdzie miałem przekonać się, czy ktoś pamięta o moim niezapłaconym mandacie. Przez Iran, który miałem zamiar znów przejechać "dookoła", ale tym razem z dala od asfaltowych dróg. Cóż... Punktem zwrotnym tych geograficznych miejsc, stał się Rzeszów.
Tę historię równie krótko co trwała, mógłbym opisać: Pierwszego dnia wyjechałem, drugiego wróciłem. Koniec.
Ominąłbym jednak sporo, zostawiając samym sobie te dwa dni.
Podróże uczą i nie jest to wyświechtany banał.
Tym razem, zresztą po raz kolejny, przekonałem się, że obcy ludzie, zarażeni motocyklizmem, wcale obcy nie są
Dziękuję wszystkim za odzew na eFBe. Kiedy jest kłopot, a ludzie podają pomocną dłoń, to jest tak budujące, że niespełniona podróż odchodzi na dalszy plan.
Tak więc, na zaproszenie, jeszcze tego samego wieczora, pojechałem do Bartka, alias "Bart". Ciepły garaż, to wszystko czego było mi trzeba, ale to nie wszystko co zaoferował ów zacny człek. Dostałem kawę i razem rozkręciliśmy obelisk, co bardzo przyspieszyło sprawę. Co się okazało? Okazało się, że mimo wszystko nadal jestem ignorantem mechanicznym. Oring rozrusznika jednak trzyma olej. Kłopotem może być uszczelka pod cylindrem. W każdym razie pewne jest, że do Iranu motocykl może nie dojechać i ja też.
Kręcenie śrubkami to jedno, a Ważne Sprawy Motocyklowe to drugie. I tak, na pogaduchach, przy rozebranym obelisku zastała nas późna noc.
Do hotelu wróciłem około 3 rano. Zasnąć nie mogłem, bo rozważałem opcje jak Kowalski z "Pingwinów z Madagaskaru"
***
No i jeszcze jedna historia. Zwlokłem się rano z łóżka, a tu Łukasz pisze.
- Wpadaj na kawę, pogadamy, naprawimy.
Spakowałem cały mandżur i pojechałem, a ten, że kawa tak, ale później. Teraz rozbieramy.
No i znów obelisk ogołocony ze zbiorników, z plastików i porozbierany jak panna w klubie nocnym.
Ustaliliśmy oczywiście to samo, co nocą z Bartkiem. Daleko nie zajadę motocyklem w takim stanie.
Musze o tym wspomnieć. Łukasz ma świetnie wyposażony warsztat. W warsztacie czerwono od Milwaukee. Między innymi wyspecjalizowane wkrętarki. Myślałem, że jestem już dość szybki w rozkręcaniu obeliska, ale z takimi narzędziami, to jest mgnienie oka. Moja wiedza, na ten temat zatrzymała się w epoce wkrętarek do płyt gipsowo-kartonowych, a tu sprzęgło, żeby nie rwać śruby od razu, precyzyjna regulacja siły dokręcenia, WiFi do monitorowania pracy (serio!), udar, jeśli trzeba. Zadziwiające!
Wracając do tematu.
W miarę ubywania drogi, motocykl gubił coraz więcej oleju. Dramatu nie było, ale pod koniec, nawet tylna opona była pokropkowana.
Może trochę danych z podróży?
Dystans 745 km
Nocleg 1
Awaria 1
Rozbiórka motocykla x2
Ludzi dobrej woli x10
A do Iranu i tak pewno kiedyś pojadę.
Jak widać, podróż tegoroczna, skurczyła się w czasie. Miałem pojechać na ponad 2 miesiące, a udało mi się sprawę załatwić w 2 dni
Motocykl ma niespełna 200 tyś km za sobą, a że jeździć się chce, musiałem coś wydumać.
Opcje:1. Naprawić. Rozpołowienie silnika od 990 tki z takim przebiegiem, to łańcuch niekończących się dylematów. Może przy okazji zawory? To może i sprężyny zaworowe? Jak zawory i sprężyny, to może i pierścienie? Skoro już taka ingerencja, to może przy okazji łańcuchy rozrządu, napinacze, ślizgacze… I tak dalej.
Nikt nie da gwarancji, że silnik nie zacznie brać oleju w nadmiarze i nikt nie wie czy reszta podzespołów w końcu nie pokłóci się z nowymi tak, że znów potrzebna będzie ingerencja.
2. Remont generalny silnika. Podobnie jak wyżej, tylko o wiele drożej.
3. Wymiana silnika na inny używany. Opcja niby dobra, bo pozornie tania. Nigdy nie wiadomo jednak, w jakim stanie jest używany silnik i prawda wychodzi po czasie, jaki się ma na sprawdzenie.
Używany silnik, też generuje koszty. Trzeba zajrzeć do zaworów, powymieniać filtry, wymienić pompę wody. Może trzeba by wymienić uszczelki dekli zaworów, a może i rozrząd. Nieznana jest historia takiego silnika i najczęściej jego pochodzenie.
Na czas kiedy szukałem, na rynku wtórnym był tylko silnik od Super Diuka, który ma inne przełożenia i są drobne różnice w innych podzespołach. Ciągle musiałbym pamiętać o tym, zamawiając cokolwiek w KTM.
4. Zakup innego motocyklaOdpada. Musiałby być nowy i musiałbym zakredytować się tak, że przez następne kilka lat, patrzyłbym na drogę co najwyżej z perspektywy Google Maps
5. Zakup nowego silnika. Rozwiązanie.
W obelisku, niewiele jest podzespołów, które nigdy nie były wymieniane. Z grubsza zostało zawieszenie, kolektor przedniego cylindra, sprzęgło, wszelkie plastiki łącznie ze zbiornikami, wahacz, rama, kierownica, światła, no i silnik.
Fabryka KaTeeM w Mattighofen nie ma już zapasu nowych silników przeznaczonych do sprzedaży. Sprawdzona informacja. Ani jednego. Okazuje się jednak, że nie ma rzeczy niemożliwych. Taki silnik miał Lyndon Poskitt.
Ów wszechstronny człowiek, miał zupełnie nowy, nigdy nie montowany do ramy motocyklowej silnik
LC8. Na dodatek, jeśli dobrze interpretuję wybite numery, jest to silnik z 2007, czyli z tego samego roku produkcji, co mój motocykl! Przypadek? Może i przypadek, ale graniczący ze spotkaniem jednorożca na Antarktydzie, zajadającego się soczysto zieloną koniczyną.
Kupiłem. Silnik został zapakowany i wysłany z Hiszpanii do Polski.
Ostatni, nowy silnik do 990 ADV na świecie
Poddałem motocykl przeszczepowi serca. Operacja tę przeprowadziłem sam w Stajni Motocyklowej. Można powiedzieć, że wymiana silnika, była dla mnie czymś w rodzaju egzaminu, po lekcjach, jakie dostałem wcześniej w SM.
Zajęło mi to cztery i pół dnia. Silnik pracuje i nie ma żadnych problemów. Póki co. Wszak to KaTeeM
Krótka historia zdarzenia w zdjęciach i video
Sprzedawca Kupujący SerceTransport do "szpitala"https://www.youtube.com/watch?v=GuaXerPELM0Akcja "Religa" Gotowe***
Stary silnik.Silnik, który wydłubałem z ramy obeliska, przejechał niecałe 200000 kilometrów. Po tym dystansie z katalogowych 96-ciu, zostały mu jeszcze 83 konie mechaniczne. Sprawdzone na hamowni.
Nie sposób nie napisać czegoś więcej, tym bardziej, że od samego początku prowadzę notatki, związane z eksploatacją motocykla.
Zacznę od najlepszego, bo to niektórych emocjonuje niezdrowo
W sumie, na lawecie wylądował cztery razy.
Pierwszy, kiedy to dzień po zakupie nie chciał odpalić. Zabrano go lawetą do ASO w Warszawie, gdzie przez tydzień wymieniano akumulator.
Drugi, kiedy nie zabrałem ze sobą nawet pół dętki i nawet jednej łyżki, żeby naprawić kapcia. Jechał na pace pomocy drogowej jakieś 100 km.
Trzeci raz, kiedy zimą, w Serbii zawiódł regulator napięcia przez moje niedbalstwo i ignorancję.
Czwarty, ostatni raz, motocykl był transportowany, bo zużył się rozrusznik. To było jakiś miesiąc, czy może dwa temu.
Jak widać sam silnik nigdy nie zawiódł, a lawetowe unieruchomienia to raczej moja niewiedza i tak zwane zaniechanie użytkownika.
Przez cały okres eksploatacji silnika, korzystałem tylko z oryginalnych części kupowanych w KTM.
Do Łodzi, jeździłem serwisować motocykl do przebiegu około 90000 km. Później, motocykl był robiony w Stajni Motocyklowej.
Na końcu, po serii szkoleń, sam zabrałem się za klucze i kręcenie śrubkami.
Jeszcze trochę statystyk. Może liczby przydadzą się komuś w przyszłości.
13 - Tyle razy silnik przeszedł kontrolę lub regulację zaworów.
24 - Tyle świec zapłonowych zużytych.
11 - Tyle filtrów powietrza chroniło silnik.
13 - Tyle razy był wymieniany płyn chłodniczy. Daje to około 27 litrów.
1 - Jeden raz wymieniłem wszystkie węże układu chłodzenia. Wybrałem silikonowe SEMCO i odpowiednie do nich obejmy. Nie zauważyłem żadnej różnicy w działaniu. Są za to podobno niezniszczalne i można wybrać kolor pomarańczowy
Na pewno przydadzą się za jakieś 100 tyś kilometrów, bo oryginalne twardnieją na kamień, lub puchną. Przy tej okazji, profilaktycznie, wymieniłem termostat.
22 - Tyle razy wymieniany był olej i filtr oleju. Daje to 88 litrów Motorexa + 1litr na dolewki między wymianami. Razem 110 litrów Motorex 10W50. Były drobne wyjątki.
a) Przez 300 km, musiałem dolewać syntetyk orlenowski samochodowy, żeby wrócić dymiącym motocyklem do domu. Przez te 300 km, motocykl przepalił prawie 3l oleju.
b) Na kilka tysięcy kilometrów, przez brak dostępu do Motorexa, silnik został zalany Motulem 7100.
2 - Tyle razy wymieniałem przepustnice. Raz dałem się nabrać przez handlarza i kiedy w krótkim dość czasie (około 25 tyś km) przestały właściwie działać, kupiłem nowe w ASO. Te, które wyjechały z motocyklem z fabryki, działały dobrze przez około 145000 kilometrów.
5 - Tyle razy był wymieniany zestaw naprawczy pompy paliwa z filtrami.
4 - Tyle razy był wymieniany zestaw naprawczy pompy układu chłodzenia.
4 - Tyle zużyłem napędów.
1 - Jeden raz, przy przebiegu 121000 km wymieniony był łańcuch rozrządu, ślizgi i napinacze.
1 - Raz, pod sam koniec, wymieniłem rozrusznik. Rozrusznik kupiłem z drugiej ręki, tylko dlatego, że było to tuż przed wyjazdem. I tu ciekawostka. Serwisówka przewiduje działanie rozrusznika na 10000 cykli uruchamiania silnika. Tak może być, choć nie liczyłem
Sprzęgło przeszło dwie kontrole w trakcie eksploatacji. I tarcze i przekładki, do teraz trzymają się w zakładanej przez producenta tolerancji. Pod koniec, przy przebiegu 195500 wymieniłem tylko sprężyny dociskowe, co bardzo poprawiło pracę sprzęgła.
Sam silnik jest dość odporny na sól, błoto, wodę, upał czterdziestostopnio
wy i minusowe temperatury. To o połączenia elektryczne trzeba dbać i o gwinty w ramie pomocniczej.
To chyba wszystko jeśli chodzi o fakty.
P.s
Nowy silnik pracuje równo, ciszej i ma nieco inny ton. Słabo słychać znane wszystkim Kateemowcom gwoździe w wiadrze
Skrzynia biegów, sprzęgło, rozrusznik, działają tak, jak przewidzieli to kiedyś inżynierowie z Mattighofen - perfekcyjnie. Można powiedzieć, że to stary/nowy motocykl
Na koniec
krótka wycieczka docierająca Po tysiącu km, oczywiście wymienię olej. Może przepłuczę układ chłodzący.
https://youtu.be/Fj51dTlEdXcOto historia "wielkiego" wyjazdu i chichotu losu, jeśli takowy istnieje. Można powiedzieć, że czasu nie zmarnowałem, motocykl w jak najlepszej kondycji, a pieniędzy się pozbyłem, bo tak to na wyjeździe bywa
Niech mój przykład będzie dowodem na to, że nie wszystko co na porażkę wygląda, jest nią w rzeczywistości, bo bywa, że przeciwności stają się sojusznikami.
Najważniejsze, żeby zawsze brać życie przez pryzmat warczącego w tle silnika własnego motocykla
CF