To może ja jeszcze doloze swoje 3 grosze.
W tym roku rowniez bylem w Rumunii - niestety katamaranem (do czasu wyjazdu nie znalazlem interesujacej oferty na TDMa).
Wyjechalismy z Krakowa na przejście Graniczne w Piwnicznej nastepnie przez Słowacje, Węgry na Przejscie graniczne z Rumunią w okolicach Oradei (prawdopodobnie to samo co Bartek). W planie mielismy tylko Transylwanie - pozostale regiony zostawilismy na przyszly rok -mam nadzieje ze juz na TDMce
Poźnym wieczorem dotarliśmy do miejscowości Cluj- Napoca. W przewodniku pisało o niedrogich bungalowach na kempingu pod Klużem w kierunku na Turde - PORAŻKA, odradzam juz lepiej rozbić się na dziko (zresztą w Rumuni jest to dozwolone, poza obszarem parków narodowych itp.). Znaleźliśmy jakiś motel przy w/w drodze - koszt 10 euro, warunki takie sobie coprawda pokoj z łazienka ale niezbyt przyjemna woń wewnatrz, poza tym obawialem sie czy rano samochod bedzie jeszcze tam stal (na szczescie stal
).
Wstalismy okolo 9.00 w planie mielismy zwiedzanie Klużu (Cluj - Napoca) m.in. ogród botaniczny ale poniewaz dzień zapowiadal sie deszczowy plany ulegly zmianie odlozylismy Kluż na ostatni dzien pobytu w Rumuni. Pojechaliśmy do Turdy - tam zwiedziliśmy kopalnie soli (Salina Turda) - Polecam, szczegolnie dla osob z lekiem wysokosci - niezapomniane wrazenia
.
Z tamtąd pojechalismy do miejscowości Ajud ale nie glowna droga tylko przez tzw Wąwóz Turdy - droga bardzo kiepsaka dziura na dziurze ale warto jechac widoki niesamowite (jak zrobie jakas galerie to dodam adres). W miejscowosci Ajud jest kościól Warowny - kościol otoczony murem obronym z basztami - pierwszy raz sie z taka budowla spotkalem, potem okazalo sie ze w Transylwani jest to spotykane bardzo czesto (ok 2000 jest takich kosciolow). ...................
.. ide na kawe, zaraz bede dalej pisal - dopoki pamietam
CD:
Z Ajud pojechaliśmy na polodnie do Alba Julia - tu postanowilismy przenocowac a jutro zając sie zwiedzaniem - po przejechaniu prawie przez całą miejscowośc znaleźlismy motel (tuz przed wiaduktem po lewej) - polecam (60 lei pokoj 2 osobowy z lazienka - parking "tuz przed drzwiami" zamykany - bardzo mila obsluga). Własciciel mowi ze pamieta jak byli tu ostatnio Polacy - mowil ze caly czas siedzieli przy stole podnosili reke i mowili ZDROWIE
. Na drugi dzien zabralismy sie za zwiedzanie cytadeli - niesamowite: dlugosc muru 12 km, generalnie wiekszosc miejsc w remoncie (mysle ze w przyszlym roku bedzie warto tam jechac moze juz bedzie po) na terenie Cytadeli jest m.in. kosciol katolicki w ktorym pochowana jest Jagielonka wraz z synem.
Z Alba Julia pojechalismy do Hunedoary (mam nadzieje ze tak sie to pisze
) - znajduje sie tam zamek (na mnie zrobil niesamowite wrazenie). Do zamku wchodzi sie po drewnianym moście zawieszonym na wysokosci ok 50m (na oko) w dole płynie rzeczka.
W zamku znajduje sie mini muzemum figor woskowych. Po terenie mozna sie poruszac indywidualnie - to moja ulubiona forma zwiedzania
Na zamku spotkalismy pierwszy raz od wjazdu do Rumunii polaków. Zamienilismy kilka zdan nt co warto zobaczyc i gdzie jechac (tak na marginesie gosc mowil mi gdzie nie jechac bo mozna zgubic w aucie zawieszenie i oczywiscie tam pojechalem zeby to sprawdzic - powiem Wam coś MIAŁ RACJE
).
Za czasow Ceauşescu rozbudowano w Huneodarze zaklady przemyslowe przez co widok z zamku w kierunku bodajze polnocnym jest ....... (brak mi slow).
Z Huneodary pojechalismy do Devy zwiedzac ruiny zamku. Widac go juz z daleka poniewaz znajduje sie na szczycie gory - zamek nie do zdobycia - niestety popadl w ruine jak doszlo do wybuchu skladu amunicji. Podobno do zamku da sie jakos dojsc, my poszlismy na latwizne i wyjechalismy na gore kolejka. Przed zamkiem jest napis DEVA - widoczny juz z daleka (coś w stylu napisu HOLYWOOD
) z dolu ma sie wrazenie ze napis wykonany jest masywnie, a na gorze - rozczarowanie - literki wykonane z blachy falistej ledwo sie trzymajace
.
W Devie warto zobaczyc jeszcze Pałac Biskupi (przed nim ładna fontanna).
Z Devy udlismy sie na wschod do miejscowosci Sybin (Sibiu) na polodnie od miasta mial być kemping o całkiem niezlym standardzie. Na miejscu okazało sie ze kemping jest zamkniety, ale na terenie pobliskiego motelu mozna bylo rozbic na mioty i skorzystac z sanitariatow.
Koszt to 10 lei od osoby + 2 leje za samochod.
Okazało sie ze namiot obok spią polacy - porozmawialismy chwilke, jedno piwko i spac. Rano okazalo sie ze w nocy przyjechal autokar turystow z Polski (chyba bp Jordan). Padaly tysiace pytan czy sie nie boimy jechac itd. itp. To byla nasza osatatni stycznosc z Polakami w Rumunii. Pojechalismy zwiedzac Sybin - śliczne miasteczko - Polecam. Widac ze jest swierzo po remoncie (niektore uliczki jeszcze remontowane). Gówne szlaki turystyczne są poprostu sliczne wszystko dopracowane w najmniejszych szczegolach - natomiast jak sie wejdzie w boczną uliczkę to widać tylko biedę. Tak samo jest zresztą na drogach (nie mówię o asfalcie, który na gównych drogach jest duzo lepszy niz w PL) jak sie jeździ gownymi szlakami to nie widzi sie zadnej roznicy miedzy PL ale wystarczy zjechc na droge gorszej kategorii - wybrazc trase na skroty - wszedzie bieda, domy to takei lepianki ledwo sie trzymajace.
Wrocmy jednak do Sybina. W miescie są dwa rynki - maly i duzy - ciekawe jest to ze z jednego do drugiego przechodzi sie przy pomocy bram / baszt. Na małym rynku jest "most kłamcow" - wiaze sie z nim przesad: jezeli przejdzie po nim klamca to most sie zawali. najwidoczniej nie ma tam klamcow, albo omijaja ten mostek
Poza tym warto obejsc mury miejskie i wstapic do kosciola franciszkanow - po kościolachwidac ze w Rumuni nie ma zbyt wielu katolikow.
W przewodniku znaleźlismy zdjęcie ruin zamku i nazwe miejscowosci po sprawdzeniu na mapie okazało sie ze to tylko 16 km na polnoc od Sybina - miejscowość Slimnic.
Na miejscu okazało sie ze w riuinech mieszka starszy gosc z rodzina - ciekawy widok, wchodzisz zwiedzac zamek a tam pranie sie suszy wszedzie biegaja kury
Gosc nie znal zadnego jezyka poza rumunskim, ale dal nam kartke na której po angielsku byla napisana historia zamku. Obeszlismy kazdy zakamarek zamku a nastepnie udalismy sie na wierze skad mozna podziwiac okolice.
Z tego miejsca pojechalismy na najbardziej upragnione przeze mnie miejsce - Trasę Transfogarską. ...................
.............CDN
CD
Niestety pogoda nie byla dla nas zbyt laskawa. W gorach była mgła, poza tym padał "kapuśniaczek" - nie można było liczyć na powalające widoki. Ale za to winkle miodzio - przynajmniej pierwsze 40 km a potem to juz czlowiek nimi "rzyga".
Niestety podczas podjazdu rozładowaly nam sie baterie w aparacie, udalo sie jeszcze 2 zdjecia na szczycie zrobic. W zwiazku z tym zaczelismy rozgladac sie za noclegiem - zeby naladowac baterie i na drugi dzien wrocic i porobic zdjecia.
Niestety w gorach bylo kiepsko z noclegiem a namiot nas nie ratowal (brak dostepu do pradu ). Jezioro objechalismy gowna drogą "z lewej" - "z prawej" była ta droga o której mówił w/w polak na zamku w Huneodarze. Oczywiście na drugi dzien pojechalem tą drogą
Generalnie trasa jest w kiepskim stanie poza malymi wyjatkami. Niezliczona ilośc dziur i kawalki skal/kamieni lezace na drodze.
W jednym miejscu omijalismy wlasnie takie kamienie jadac lewym pasem/pod prad alew pewnym momencie musialem gwaltownie powrocic na prawy pas - niestety jeden z tych "kamyczkow" przecial nam opone z boku (prawy przod). Wymiana kola w gorach na winklach podczas deszczu
- prawdziwa przyjemnosc. Teraz oprocz szukania naclegu doszlo jeszcze szukanie wulkanizatora (rum. VULKANIZARE - chyba tak sie to pisze ).
Jakies 20 km od tego miejsca znaleźlismy nocleg - śmiem twierdzic ze najlepszy w jakim spalismy w Rumuni. Koszt o ile dobrze pamietam 60 lei za pokoj z lazienka, TV, balkon itd. Poza tym mialem wrazenei ze w tym pokoju jestesmy pierwszymi klientami.
Wieczorna kapiel, kolacja, planowanie nastepnego dnia, piwko i spac
Bedac w Rumuni staralismy sie codziennie testowac inne piwko. W testach zwyciezyl URSUS - chyba smakowo najlepsze Rumunskie piwo (przynajmniej z tych co pilismy).
Rano udajemy sie w Curtea de Arges (najbliższe duze miasto) w poszukiwaniu wulkanizatora. Nastepnie zamierzamy znowu pokonać trase transfogarska - tym razem z juz naladowanym aparatem
Zaraz za tabliczką miejscowości znajdujemy autoryzowany serwis Dacia. W bardzo duzym skrócie: naprawiaja nam koło za 10 lei bylismy tak gościowi wdzieczni ze przywieźlismy mu jeszcze czteropak Ursusa.
Szef serwisu opowiedzial nam historie jak byl w niemczech po auto i zabłądził jadąc spowrotem w Polsce. Mówił że Polacy mu bardzo pomogli, oprócz tego ze go wyprowadzili na własciwą droge to dali mu mape Polski. A na koniec dodał że on by sie chciał w ten sam sposób nam odwdzięczyć i dostaliśmy mapę Rumunii
Wracamy na trase juz z kołem zapasowym - na szczescie juz nie było potrzebne
Dojezdzajac do jeziora stwierdzilismy ze objedziemy je z drugiej strony - zreszta na mapie wygladala droga na wyraznie krotsza (i jeszcze jedna wazna uwaga - na mapie wygladala na droge ASFALTOWĄ). To byla ta droga ktora nam odradzano. Trasa wygladala na dawno zapomniana, nie bylo tam asfalu na mostach wygladało jakby złomiarze zabrali barierki. Po prawej stronie mielismy przepasc do jeziora a po lewej skarpe. Auta jakie spotykalismy nadjeżdzajace z przeciwka to byly ciezarowki sluzące do zwozenia drzewa z lasu.
Po przejechaniu kilku trudniejszych odcinkow stwierdzilem ze nie zawroce. Najwyzszy a zarazem najnizszy bieg z jakiego korzystalem to "2". Po dokładnym przeliczeniu zaoszczedzilismy 7 km stracilismy jakies 2 godz. - ale mysle ze dla tych niezapomnianych przezyc - WARTO BYLO.
Powoli zaczynamy sie wspinac w gory - pogoda super, widoki przepiekne, mozna sie rozmarzyc. Jak wyjeżdżaliśmy z serwisu Daci było ok 26 st. C na górze było 6 st. C.
Na samej górze przejeżdża sie tunelem ze strony polnocnej na polodniowa (i odwrotnie
) wzgórza. My wjeżdżalismy tego dnia od polodniowej na polnocna. Jak wjezdzalismy byla piekna sloneczna pogoda a po drugoej stronie - mgla i delikatny deszczyk.
Momentami jednak przejasnialo sie a wowczas pokazywala nam sie trasa z milionami winkielkow (czemu ja nie pojechalem motocyklem? ).
W planie mielismy tego dnia dotarcie do miejscowosci Fagaras - znajduje sie w niej przepiekny zamek otoczony fosa. Zachowany prawie w oryginale, podczas wojny miescily sie w nim koszary a po wojnie ciezkie wiezienie polityczne.
Niestety dojezdzamy na mijesce poznym popoludniem i postanawiamy poszukac noclegu a najwyzej z rana dotrzec do zamku i go zwiedzic. .................CD
N
CD
Wyjeżdżamy z Fagarasu w kierunku na Braszów (BRASOV) ale w pierwszej miejscowości odbijamy w prawo w kirunku na Rasnow / Bran, cały czas rozglądamy sie za noclegiem. W miejscowości Ohaba znajdujemy nocleg w dość ciekawym miejcu. Mianowicie śpimy w starym wiejskim domu z podświetlanym witrażem na suficie
Zaraz przy domu jest młyn wodny z 1873r. gospodarz oprowadza nas po nim wyjaśniając wszystko (co, jak i dlaczego
) - gosc mowi perfekt po angielsku. W młynie powstaje mąka kukurydziana i pasza dla zwierząt. Pozniej gospodyni zaproponowala nam kolacje, będąc jeszcze pod wrażeniem wizyty w mlynie zgodzilismy sie ale poprosilismy czy nie mogliby nam zrobic takiego "tradycyjnego chleba" z tej mączki z młyna. Na kolacje dostalismy gąłąbki i taki mały bohenek czegos - potem dowiedzielismy sie ze byla to mamałyga z serem przygotowana własnie z tej mączki kukurydzianej. Czegoś tak niedobrego (delikatnie mowiac) jak ta mamałyga nie jadłem w życiu. Jakby ktoś był w Rumunii to odradzam mamałyge z serem, mozna wziasc sama albo z dzemem/ powidłami na słodko. Generalnie tego dnia niezle sie ubawilismy z naszego wyobraznia "tradycyjnego chleba" a tego co dostalismy i nie bylismy w stanie nawet jednego zjesc
Nastepnego dnia zmodyfikowalismy plan mianowicie postanowilismy wrocic do Fagarasu jak bedziemy jechac z Baszowa do Sigisoary.
Tego dnia postanowilismy zwiedzić chyba najbardziej uczęszczane prze turystów miejsce w Transylwanii - zamek Bran oraz zamek chłopski w Rasnovie.
Dojeżdzamy do Branu - hmm wlasciwie stoimy w korku do parkingu. Nastepnie idziemy aleja wsrod tysiecy ludzi, dziesiatkow straganow z identycznym towarem (gowny temat asortymentu to Drakula) nastepnie stoimy w kolejce do kasy (osobno trzeba ujscic oplate za fotografowanie - o ile pamietam za 2 osoby i aparat zapłacilismy 28 lei). Zamek jest otoczony ładnym parkiem i jedynie w tym parku mozna sobie pozwolic na pewna swobode zwiedzania / spacerowania. W zamku trzeba sie poruszac jak stado - jak stado stoi to mozesz sobie poogladac co jest dookola. Jak stado idzie a Ty nie to Cie stratuja - mnie sie tutaj najmniej podobało "totalna komercha".
Z Branu jedziemy do Rasnova, teoretycznie mozna podjechac pod sam zamek - ale wtedy traci sie przyjemnosc spaceru pod gore przez las
Z tego co pamietam w zamku tym w razie jakiejs napasci schronienia szukaly osoby z trzech okolicznych wsi. Zamek nie zostal nigdy zdobyty, natomiast raz sie poddal ze wzgledu na brak wody ale po tym poddaniu sie chlopi wykopali studnie o glebokosci 147m !!!
Zamek godny polecenia, spedzilismy na nim kilka godzin.
Tego dnia planowalismy odwiedzic jeszcze pałacyki w Sinaji (Sinaia), niestety dojechalismy na miejsce juz po zamknieciu. Zaczelismy rozgladac sie za noclegiem, niestety nei wzielismy pod uwage 2 spraw. Po pierwsze byl to weekend a po drugie Sinaja i okoliczne miejscowosci to cos jak nasze Zakopane - w weekend ciezko znalesc nocleg a jak juz sie znajdzie to znacznie przekracza mozliwosci finansowe przecietnego smiertelnika
W zwiazku z tym oddalalismy sie od Sinai w strone Rasnova (wiedzielismy ze tam jest kemping) w poszukiwaniu noclegu. Docelowo dotarlismy spowrotem do Rasnova i tam na kempingu wzielismy nocleg - oplata standardowa za 2 osoby 20 lei.
W sumie gdyby nie to że moglismy naładowac baterie w aparacie to wolałbym rozbic sie gdzies na dziko nad rzeka (ten kemping raczej nie jest godny polecenia).
Rano jedziemy do Sinaji i zwiedzamy 2 pałacyki wewnątrz (POLECAM) a pozostale tylko z zewnatrz.
Pierwszy z tych pałacykow powstal jako letnia rezydencja Karola Hohenzollerna, którego oczarował tutejszy Monastyr.
Warto zwiedzic obydwa pałacyki udostepnione do zwiedzania ze wzgledu na wystroj w jednym i w drugim - jeden jest w dawnym stylu drugi w bardzo nowoczesnym. Postanawiamy jeszcze podejść i zwiedzic Monastyr Sinaia - na mnie zrobil wielkiego wrazenia, wolałbym mieć letnia rezydencje w Bieszczadach
Spacerujac po pakrku wśród pałcy i monastyru schodzi nam prawie cały dzien. Poznym popoludneim wyjeżdżamy do Braszowa (Brasov) rozgladajac sie po drodze za noclegiem. Niestety a własciwie na szczescie po drodze nie znalezlismy noclegu. Postanowilismy troche pospacerowac po Braszowie a potem poszukac w okolicy jakiegos kempingu.
Generalnie parkowanie w centrum jest płatne, ale jest jeden parking za FREE
Jedziemy przez miasto i kierujemy sie cały czas na centrum, jak miniemy po naszej lewej rece rynek z ratuszem to za jakieś 150m po lewej bedzie parking - nie da sie nie zauważyc.
W centrum miasta wznosi sie góra Tampa (955 m n.p.m.) - z daleka juz widac umieszczony na niej napis BRASZOV (majac w pamieci napis DEVA mysle ze oni sie w tym lubuja
). W przewodniku jest napisane ze z góry jest niesamowity widok na miasto, postanawiamy to sprawdzić. Na góre mozna dostac sie pieszo oraz wyjechac kolejka. My wybieramy ten łatwiejszy sposob, zreszta po spacerze w Sinaji mam dosc chodzenia
Cóż mam napisac - w przewodniku sie nie pomylili, rzeczywiscie widok jest niesamowity. Możemy jeszcze porównać jakość wykonania literek z napisem Braszov do Devy - widać ze tutaj miasto dyponował wyraźnie wiekszymi funduszami
Poza tym przy napisie spaceruje cały czas policjant - chyba pilnuje zeby nie wchodzic na literki (mnie tez kusilo zeby tam wejsc - do zdjecia
).
Zjeżdżamy na dół, wnikliwe zwiedzanie miasta zostawiamy sobie na jutro, dzis tylko krótki spacerek, kawka, koścół (niedziela) i szukanie noclegu.
W przewodniku doczytaliśmy że gdzieś na poludnie od Braszowa jest kemping. Pojechalismy w tamtym kierunku - trafilismy bez problemu. Koszt noclegu namiot - 10 lei od osoby, Bungalow - chyba od 40 do 80 lei (z łazienka). My decydujemy sie na bungalowa najwiekszego bez lazienki koszt ok. 48 lei. Kemping spelnia naprawde wysokie standardy i jest godny polecenia. Szkoda ze nie wiedzielismy o tym noc wczesniej - ten kemping byl mniej wiecej w tej samej odleglosci od Sinaji jak ten w Rasnovie (gdzie nie bylo nawet cieplej wody). Jeszcze jedna ciekawa rzecz - w recepcji na ścianie były polskie napisy
jedyne miejsce w Rumunii jakie widzielismy
W sumie jedna rzecz nam sie nie podobala - ale to juz nie wina kempingu - jakis zespol rumunski nagral piosenke ktora tam musiala byc na TOPie poniewaz sluchalismy jej przez cala noc NON STOP - juz mnie qrw*** brała
...................
.........CDN
CD
Skopiowalem czesc zdjec na strone:
http://www.muzyk.freehost.pl/narazie tylko do Sybina (Sibiu) - postaram sie uzupełnic do konca tygodnia.
Postanowiliśmy na tym kempingu spedzić dwie noce. Na nastepny dzień sokojnie zwiedzić sobie miasto a potem z samgo rana wyjechać do Fagarasu następnie odwiedzić monastyr Sambata de Sus i dojechać do Sigisoary (Sighisoara).
Wstalismy przed poludniem i pojechaliśmy do centrum Braszowa. Zwiedzanie zaczelismy standardowo - od porannej kawy (własciwie przedpoludniwej
). Następnie przeszlismy się po rynku ogladajac ratusz i tutejsze sukiennice. Potem udalismy sie w strone Czarnego Koścola (nawiązuje do zniszczeń po pożarze z 1689 r.). Kolejny pkt programu to Synagoga - niestety byla zamknieta. Niedaleko Synagogi znajduje się najwęzsza ulica w europie srodkowo - wschodniej ul. Sznurowa, szerokość 130cm
Spacerkiem wzdluz murow miejskich oraz kilku baszt dotarlismy do Bialej i Czarnej baszty - skad roztacza sie piekny widok na stare miasto.
Po odpoczynku udalismy sie w kirunku siedziby wladz miejskich a nastepnie na targ warzywny. W drodze powrotnej wstapilismy na male zakupy do carrefoura - trzeba bylo kupic miejscowe piwko na wieczor.
Z samego rana wyjeżdzamy w kierunku Fagarasu - gdzie zwiedzamy zamek. Zachowal sie w niezlym stanie w czasie wojny sluzyl jako koszary a po wojnie jako ciezkie wiezienie polityczne. Zamek otoczony jest fosa - mozna tam spotkac mase wedkarzy.
Zaraz za Fagarasem w miejscowosci Sambata de Sus jest monastyr warty obejzenia. W sam raz my bylismy tam jak byly obchody jakiegos rumunskiego świeta - wygladalo to jak nasze dozynki.
Z monastyru ruszamy do ostatniego pkt naszego programu na ten dzien - miejscowość Sigisoara (Sighisoara).
Po drodze mamy bardzo ciekawa przygode - zatrzymuje nas Policjant. Zastanawiam sie co zle zrobilem, przychodzi mi kilka pomyslow do glowy - albo przekroczylem gdzies wczesniej predkosc i mu przekazali, albo droga jest zablokowana (np. ze wzgledu na jakis wypadek etc.), albo chce lapowke
A co sie okazalo - gosc zatrzymal nas na STOPa chcial zeby go podwiesc ze 2 km dalej