Autor Wątek: Bieszczadzka kontemplacja na motocyklu  (Przeczytany 8921 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Góral79

  • Gość
Bieszczadzka kontemplacja na motocyklu
« dnia: Październik 24, 2009, 10:20:45 »
Witam was serdecznie po dłuższej przerwie nie pisania.
Jakoś tak mam że co roku w październiku lubię sobie w bieszczady wyskoczyć, by tym miłym akcentem przygotować się do końca sezonu a i dać ujście mej artystycznej duszy i kolorami się nacieszyć. Wyjazd parę razy przekładałem bo co za oknem się działo to każdy widział. codziennie w uwagę śledziłem prognozy (www.yr.no) by w końcu dopaść czas w którym miało być w miarę ok. Bóstwo pogody zgodziło się bym na mym rumaku ruszył w czwartek. nie będę nawet mówił ilu stukało się w czoło że jadę w  o tej porze, ale oni mają tyle z motocyklizmem wspólnego co ja z mercedesami, czyli jeszcze nic..  Czytaj - prawdziwą pasją motocyklową. ja bardzo kocham górki, Ci co zaczytali o wyprawie  w alpy - już to wiedzą. planem było by odwiedzić  znajomych w Limanowej, i później jeszcze przed zmrokiem dotrzeć do Wetliny.
Wyjazd z Warszawy i powrót do Warszawy był najgorszy. do Radomie, a w drodze powrotnej od Radomia - mgła, zimno, i generalnie kurwica mnie łapała. z szybką zamkniętą - nic po chwili nie widać, jakiś taki film się na szybce robił, i oczywiście szybka mimo antyfoga  - szybko parowała. z szybką otwartą - wieje i bardzo zimno. Dobrze  ze nabyłem kominiarkę z windstopera, - zdała egzamin. później pogoda się ustatkowała na dobrym poziomie pozwalającym na swobodną jazdę. w momencie jak zaczęły się górki ( okolice Bochni  ) wyszło słonce - i tylko kask mój słyszał pieśni radości przeze mnie intonowane. nie jechałem jeszcze tą drogą, widoki były imponujące, droga całkiem dobrej jakości. Z limanowej ruszyłem w kierunku nowego sącza ,  w Gorlicach  odbiłem na Dukle, by w końcu dotrzec do Cisnej  . Droga nie była pierwszej jakości, ale dla TDM to nie problem. Zero samochodów, zachodzące słońce za plecami, żółcie, czerwienie na drzewach, odległe i bliskie pagórki tak cudownie się mieniące kolorami  sprawiały że czułem się szczęśliwy w swej podróży. Te chwile kiedy człowiek to czuje, te momenty kiedy zachwyca się chwilą, upija się widokami, zapachami swymi odczuciami są dla mnie esencją naszej pasji. Warto jechać w mgle ( wilki jakieś ) warto przepychać się przez korki i znosić brak kultury jazdy puszkarzy by w końcu doznać nirwany. Przed Cisną zrobiło się ciemno, pojawił się w kilku miejscach śnieg, często spływała z zalegającego śniegu przez ulicę woda. Szczęśliwie dotarłem do Wetliny.
Bieszczady są piękne, i nie ma tam jeszcze tłoku. poza sezonem jest nawet pusto. a drogi - dla tych co wielbią zakręty - raj.    
Podczas wyjazdu spotkałem dwa motocykle. Powrót normalną najkrótszą drogą - bez przygód. Prawie w każdym większym mieście potworne korki - dla tych co w puszkach tranzytem - koszmar bo czasem to 40 min trzeba stać w korku. motocykl tu ma ogromną przewagę . od Radomia, jak pisałem - koszmar - bardzo źle się jechało. doszło zmęczenie, a tam gdzie jest jedna nitka - puszkarski podgatunek wyprzedza na trzeciego.

pozdrawiam .

Paweł
« Ostatnia zmiana: Październik 24, 2009, 10:56:28 wysłana przez Góral79 »

floyd

  • Gość
Odp: Bieszczadzka kontemplacja na motocyklu
« Odpowiedź #1 dnia: Listopad 04, 2009, 21:47:41 »
Wielki podziw nie tyle za trudy drogi tam i na zad,( chociaż i doświadczenie  nabyte  zostanie na zaś w pamięci ) ile za chęć a nawet potrzebę naładowania się przed martwym okresem jakim jest zima. Pomaga,wiem to.Dla nielicznych jest to potrzebne niejako jak oddech lub inne przyjemne doznanie racji bytu.