Przed wakacjami, po przeczytaniu 11 numeru Moto Voyagera (kwiecień-maj 2009), zrodziła się myśl, żeby zjechać motocyklami od północnego do południowego trójstyku granic jak najbliżej wschodniej granicy. Ze względu na profil maszyn biorących udział w wyprawie w grę wchodziły drogi asfaltowe (choć jak się później okazało to co na mapie i to co w rzeczywistości to nie zawsze to samo).
W przedsięwzięciu udział wzięli:
Krystian na Hondzie CBR 1100 XX Super Blackbird
Daniel na Fazerze
Paweł na Suzuki GS 400 (nie wiadomo dlaczego GS, bo wyglądał jak GN, ale po osiągnięciu dojrzałości wszystko się może zdarzyć).
i ja, Rafał, na TDM-ie.
Dzień 1 Grójec - Grajewo - Suchowola - Okopy - Miecze 440 km.
Z Grójca wyruszyliśmy w deszczu, może nie ulewnym, ale skutecznie uprzykrzającym drogę.
My jednakże się nie daliśmy.
Po drodze spotkaliśmy dziarskich KTM-owców 990 Adv. na angielskich blachach i naklejką GB na kufrze, więc jako kulturalny człowiek na skrzyżowaniu w Grajewie zadałem pytanie: „Where are You from?”. Ci spojrzeli na mnie wzrokiem owiec przed strzyżeniem i odparli „From Poland!” Dalsza rozmowa przebiegała już zatem bez większych perturbacji. W Grajewie wyszło słoneczko, lecz ze względu na opóźnienie wyjazdu i mniejsze tempo podróży postanowiliśmy zmienić plany i nie jechać do północnego trójstyku granic, ale zrobić kółko po okolicy. Najpierw śmignęliśmy do Osowca. Twierdza była już niestety zamknięta, ale jeśli ktoś dotrze przed 15.00 to na pewno warto ją zwiedzić (sprawdzone w czasie któregoś ze spływów kajakowych).
Następnie śmignęliśmy do Suchowoli. Droga okazała się częściowo szutrowa
ale nasze maszyny zdały egzamin wzorowo.
Na miejscu pomodliliśmy się w kościele parafialnym ks. Jerzego Popiełuszki i zajrzeliśmy do Okopów, gdzie mieści się dom rodzinny nowego błogosławionego (info dla szukających: taki najbardziej góralski we wsi z kapliczką naprzeciwko).
Następnie śmignęliśmy przez Augustów do Mieczy, gdzie zalogowaliśmy się na noclegu u mojej rodziny. Na jednej ze stacji Paweł zaczął niespodziewanie dolewać smar do kosiarek do baku swojego GS-a. Gdy wyraziliśmy z Danielem nasze czterosuwowe zdziwienie odpowiedział, że nie mamy pełnoletnich motocykli i się nie znamy. Natychmiast jednak jego bezczelność została pokarana, gdyż do baku wpadł mu dekielek od oleju, który podróżował tam już do końca ekspedycji.
Dzień 2 Miecze - Stańczyki - Wisztyniec - Litwa - Wigry - Studzieniczna 383 km.
Rano wylecieliśmy z Mieczy w delikatnym słoneczku, równe suwalskie drogi dały sporo radości ze składania się w zakrętach. Zaliczyliśmy też pierwszą poważną awarię od początku wyjazdu, tzn. w Fazerze Daniela urwał się kierunkowskaz. Na jego usprawiedliwienie mamy to, że był przyczepiony do TDM-owskich stelaży do kufrów Givi, które po licznych modyfikacjach przypasowały do Fazera. Ale bez klejenia się nie obyło:
Bez dalszych przygód udało nam się dotrzeć do wiaduktów kolejowych w Stańczykach.
Dzisiaj niestety dla pociągów nieczynne, ale stanowiące sporą atrakcję turystyczną.
Kolejnym punktem wycieczki był trójstyk granic w Wisztyńcu, sygnalizowany jedynie niepozorną tabliczką wśród pól i wsi.
Lecąc dalej minęliśmy kilka wiatraków w Wiżajnach, wlecieliśmy w deszczu na Litwę przez granicę w Budzisku, zrobiliśmy pętlę Kalwaria - Lożdzieje, zjedliśmy obiad i wróciliśmy przez Ogrodniki do Polski. Zatrzymaliśmy się w klasztorze w Wigrach
i w sanktuarium w Studzienicznej, gdzie Pawła poraził prąd z instalacji GS-a, a czarna chmura, która się pojawiła ni z tego ni z owego poczęstowała nas burzą trwającą przez Augustów aż do samych Mieczy. Fatalnym w skutkach okazało się wcześniejsze wypięcie membrany ze spodni („bo chłodniej”), co zaowocowało mokrymi czterema literami.
Dzień 3 Miecze - Sokółka - Malawicze - Bohoniki - Kruszyniany - Białowieża 286 km.
Na początku dnia z żalem pożegnaliśmy bardzo gościnną rodzinę z Mieczy i ruszyliśmy w stronę Sokółki. Warto zwrócić uwagę na drogę Dąbrowa Białostocka – Sokółka, która biegnie zupełnie prosto na odcinku 30 km. To pozostałość po podziałach reformy rolnej królowej Bony.
W Sokółce pomodliliśmy się w kościele, gdzie niedawno miał miejsce Cud Eucharystyczny, po czym ruszyliśmy na wschód, aby obejrzeć jeden z nielicznych zachowanych wiatraków-koźlaków w Malawiczach.
W środku zobaczyć można jeszcze resztki mechanizmu.
Kolejne dwa punkty dnia związane były z Tatarami, który od czasów Jana III Sobieskiego zamieszkują nieprzerwanie te ziemie. Nasz król, nie mając z czego wypłacić im żołdu dał na własność Bohoniki i kilka sąsiednich wsi. Tatarzy żyją tam do dziś pielęgnując swoją kulturę i religię. Najpierw obejrzeliśmy meczet w Bohonikach
Obok znajduje się dom pielgrzyma i jadłodajnia, gdzie zjeść można wyśmienite tureckie potrawy.
Najedzeni ruszyliśmy do Kruszynian, gdzie meczet został wybudowany w stylu okolicznych kościółków i cerkwi (podobno osiedli Tatarzy nie pamiętali za bardzo jak wybudować „klasyczny” meczet i wzorowali się na tym co widzieli w okolicy)
oraz jeden z trzech, obok Warszawy i Gdańska, muzułmańskich cmentarzy w Polsce.
Do Białowieży mimo groźnych chmur
dotarliśmy susi, po drodze robiąc kolejną próbę szutrową (granica powiatu oznaczała koniec asfaltu)
TDM i Fazer zdecydowanie wygrały z GS-em i XX-em.
Dzień 4 Białowieża - Grabarka - Kostomłoty - Kodeń - Jabłeczna - Jezioro Białe 267 km.
Ranek w Białowieży przywitał nas deszczem, ale dziarsko ruszyliśmy w stronę Świętej Góry Grabarki, Jasnej Góry prawosławia. Przy wejściu do sanktuarium znajduje się cudowne źródełko, następnie schodami wchodzi się na wzgórze, gdzie mieści się cerkiew (niestety zamknięta z powodu renowacji)
otoczona robiącym wielkie wrażenie lasem krzyży.
Dalej odwiedziliśmy Kostomłoty, sanktuarium neounitów polskich.
Niedaleko stąd, w Pratulinie, 13 grekokatolików poniosło w XIX w. śmierć męczeńską z ręki Rosjan za to, że nie chcieli przejść na prawosławie. Jest to też jedna z nielicznych parafii greckokatolickich w naszym kraju. Bardzo sympatyczny ksiądz, gdy się go poprosi, chętnie opowiada o cerkwi, grekokatolikach i Unii Brzeskiej, od której wzięli początek.
Kolejnym punktem był Kodeń i Sanktuarium Matki Boskiej z Guadelupe oraz Jabłeczna z wielką cerkwią i prawosławnym monasterem.
Nocleg znaleźliśmy w miejscowości Okunika nad Jeziorem Białym Włodawskim. Ceny za kemping były raczej sopockie, zachowanie odpoczywających też, ale udało nam się znaleźć dość tani nocleg w ośrodku o klimacie wczesnego Gierka.
Na pytanie o nocleg motocykli Kierownik odparł: „Schowacie Panowie na noc w barze!” Co po kilku łamaniach się między ścianą, siatką a wejściem i uślizgach tylnego koła na wykładzinie PCV udało się wyśmienicie.
Dzień 5 Jezioro Białe - Zosin - Gródek - Łukowiec 305 km.
Znad Jeziora Białego ruszyliśmy rankiem w stronę obozu zagłady w Sobiborze. Jest tam mała ekspozycja dotycząca obozu i powstania, które wzniecili więźniowie, a także spory terem z miejscami pamięci.
Tego dnia byliśmy w najbardziej wysuniętym na wschód miejscu Polski, tzn. przy granicy w Zosinie, gdzie Paweł na swoim GS-ie został uwieczniony jako prawdziwy Easy Rider, godny produkcji Dennisa Hoppera.
W Gródku obejrzeliśmy kurhan i miejsce po jednym z kresowych grodów
u stóp którego odprawiliśmy Mszę świętą.
Dalsza podróż przebiegała różnymi drogami
a jej finał i nocleg miał miejsce w Łukawcu niedaleko Wielkich Oczu, w pięknym wędkarskim gospodarstwie agroturystycznym, które szczerze polecam.
Dzień 6 Łukawiec - Kalwaria Pacławska - Ustrzyki Górne 189 km.
Przedostatni dzień na 2oo rozpoczął się pod znakiem dziurawych dróg Zamojszczyzny, których nierówności pokonały śrubę mocującą delikatny włoski stelaż do kufra Givi. Na szczęście w Przemyślu udało nam się znaleźć odpowiedni wkręt, który po drobnych modyfikacjach służy do dziś.
Następnie polecieliśmy serpentynami
do Kalwarii Pacławskiej, franciszkańskiego sanktuarium Matki Bożej.
Dalsza droga to tylko przerzucanie motocykla z prawego zakrętu w lewy i odwrotnie i tak aż do Ustrzyk Górnych (po drodze można zajrzeć do Arłamowa, gdzie był niegdyś wykwintny ośrodek wczasowy dla prl-owskich notabli, a później internowano tam m.in. Lecha Wałęsę).
Na miejscu rozbiliśmy się na wyśmienitym kempingu PTTK tuż przy wlocie do miejscowości.
Dzień 7 Wielka Rawka - Krzemieniec 5 h.
Przedostatniego dnia postanowiliśmy wdrapać się na południowy trójstyk granic, na Krzemieniec. Szło nam całkiem dobrze aż do Wielkiej Rawki, na której przywitała nas wielka chmura
Nie dała ona za wygraną i zaczęła niestety kropić. Zrezygnowawszy z Krzemieńca ruszyliśmy czym prędzej w dół i gdy ulewa rozszalała się na dobre my zajadaliśmy już naleśniki w pobliskiej Bacówce.
Dzień 8 Ustrzyki Górne - Grójec 475 km.
Ustrzyki Górne – droga – tankowanie – droga – tankowanie – droga – Grójec
Ogółem przejechaliśmy 2245 km. Może nie robiliśmy codziennie wielkich odległości, ale spokojne tempo sprzyjało posmakowaniu naszych Kresów i pozwoliło doświadczyć jak piękna i zróżnicowana jest Polska.
W opracowaniu eskapady opierałem się głównie na przewodniku ”Polska niezwykła. Kresy”, który z całego serca polecam.