Z lekkim opóźnieniem, ale jak to się mówi, lepiej późno niż wcale. Mróz za oknem, a o pośmiganiu można tylko pomarzyć, więc pasuje się podzielić wspomnieniami z wyprawy do Rumunii.
Dzień 1
Wyjazd planowaliśmy w niedzielę ok. 5 rano, ale jak to w życiu bywa, z małym poślizgiem wyjeżdżamy o 10. Po całym dniu jazdy lądujemy w SatuMare i po 2 godzinach szukania noclegu (przewodniki kłamią) dowiadujemy się o polu namiotowym w Appa. Po 30 kilometrach szutrową drogą dojeżdżamy na miejsce (ok. godz. 23). Po ciężkim dniu każdy myślał tylko o spokojnym odpoczynku, ale nic z tego. Połowa pola namiotowego imprezowała do 5 rano w rytmach coś a’la rumuńskie DiscoRomania. Zaskoczyła nas też cena za pole, bo niespełna 5lei od głowy (5 lei = +- 5zł). Pierwsze wrażenie jakie wywarła na nas Rumunia było mieszane, ale to chyba ze względu na stereotyp panujący w Polsce na temat tego kraju. W sumie podobnie jak u Nas poza tym, że na każdym kroku na drogach widać auta marki Dacia no i na wioskach pełno (nieoświetlonych) furmanek.
Dzień 2
Z rana pakujemy bety i bujamy w kierunku Cluj-Napoca, gdzie planujemy spotkać się ze znajomymi którzy wyjechali z Polski z 20 godzinnym opóźnieniem. Jeśli chodzi o stan dróg nie można narzekać, bo nie jest tak wcale źle. Rumuni w terenie zabudowanym jeżdżą w miarę przepisowo, ale poza nim to jest już rodeo. Najbardziej podobały nam się ronda z kilkoma pasami na których panuje niezły chaos. Nieźle wyglądają też bloki 12 piętrowe, gdzie z każdego mieszkania przez okno wystaje rura od ogrzewania. Nocleg spędzamy w hostelu, jak się później okazuje najdroższy na całym wyjeździe(50 lei). Wieczorem zwiedzamy miasto no i oczywiście knajpki.
Dzień 3.
Po śniadaniu wyruszamy do Turdy, gdzie zwiedzamy kopalnie soli (polecam), a następnie gonimy do Sibiu. Tam zahaczamy o rynek i kierujemy się kierunku trasy transfogarskiej (droga 7c). U podnóża gór rozbijamy nasz pierwszy nocleg na dziko.
Dzień 4
Niestety z rana pogoda średnio dopisuje i z małym niepokojem wyruszamy w kierunku szczytu. Na szczęście mgła opada ok. godziny 13 i możemy już delektować się wspaniałymi widokami no i przede wszystkim winkielakami. Tego dnia zrobiliśmy zaledwie 60 km. ponieważ rozbijamy namioty (na dziko oczywiście) 100m poniżej szczytu od strony południowej. Resztę dnia spędzamy bycząc się i podziwiając piękne widoki. Uroku dodają stada baranów i biegające dookoła dzikie (chyba) konie.
Dzień 5
Z rana mały spacer w góry i jedziemy dalej w kierunku południowym wśród wspaniałych widoków no i oczywiście te winkielki. Dalej odbijamy w kierunku północnym i kierujemy się do Braszowa. Po drodze zatrzymujemy się w Bran przy zamku Drakuli. Nocleg spędzamy w hostelu (76 lei za pokój 3 min. do rynku). Wieczorem oczywiście zwiedzanie miasta i restauracji w poszukiwaniu lokalnych potraw.
Dzień 6
Śniadanie jemy w knajpce przy rynku i do południa szlajamy się po mieście. Obieramy kierunek na Bukareszt. Niestety upał (43st.) jak cholera i nie mamy sił, żeby cokolwiek zwiedzać, wiec kierujemy się pod parlament. Tam szybka fota i gonimy autostradą w kierunku Konstancji. Miasto średnio urokliwe i nie przekonuje nas do zostania na noc, więc kierujemy się na południe do Mangalii. W przewodniku znajdujemy miejscowość Costinesti, która jest rzekomo spokojnym studenckim miasteczkiem otoczona dzikimi plażami. W rzeczywistości wyglądało to trochę inaczej (jedno wielkie wesołe miasteczko). Spadamy stamtąd jak najszybciej i ok. godz. 23 w miejscowości 23August spotykamy panią która proponuje nam nocleg. Bez zastanowienia decydujemy się i ku naszemu zdziwieniu okazuje się, że mamy spać z jej rodziną (mąż i syn) w jednym 3 pokojowym mieszkaniu w bloku. Siedzimy z nimi do 3 w nocy, pijemy palinkę i rozmawiamy o tym jak się żyje w Rumuni o różnicach jakie dzielą nasz kraj, a ich itp. Itd. W sumie była to jedna z najlepszych nocy.
Dzień 7 i 8
Wynajmujemy dom w Mangali i i byczymy się na plaży. Ja osobiście nie jestem zwolennikiem takiego wypoczynku, ale przy liczbie 10 osób trzeba jakoś pogodzić zdania.
Dzień 9.
Udajemy się w kierunku północnym wzdłuż wybrzeża do Tulcei. Po drodze zwiedzamy Meczet i Kasyno w Constancji oraz ruiny starożytnego miasta w Histri. Wieczorem lokujemy się w pensjonacie w Tulcei i uderzamy na miasto.
Dzień 10 i 11
O świcie idziemy do portu w poszukiwaniu kutra co by zobaczyć przynajmniej troszkę delty Dunaju. O 10 pakujemy się na łajbę i wypływamy. (wynajęcie kutra kosztowało nas 1500 lei na dwie doby, oczywiście z sternikiem i kucharzem). Szlajamy się po kanałach do wieczora podziwiając piękno otaczającej nas fauny i flory. Rozbijamy namioty i po piwkowaniu udajemy się spać. Z rana kucharz proponuje, że może na obiad przyrządzić potrawy rybne pod warunkiem iż spotkamy jakiegoś rybaka zakupimy ryby. Z tym akurat nie było problemu i po godzinie kupujemy wiaderko świeżo złowionych ryb za 20 lei (). Ok. godz. 15 dobijamy do portu w Tulcei i kierujemy się na północ. Noc spędzamy w hotelu 3gwiazdkowym koło miasteczka Piatra-Neamt za 75 lei za pokój.
Dzień 12
Wyjeżdżamy wcześnie rano, ponieważ chcemy dojechać jak najbliżej granicy z Węgrami. Jedziemy przez Karpaty Wschodnie i właśnie tę część kraju uważam za najciekawszą. Cudowne widoki, dużo dziewiczych terenów no i te winkielki – sam miód. Tego dnia zwiedzamy monastyr w Worońcu. Jedziemy do godziny 23 gdzie robimy ostatni nocleg (na dziko). W nocy po raz pierwszy na wyjeździe dopada nas deszcz, lecz na szczęście tylko przelotny.
Dzień 13
Po przebudzeniu ku naszemu zdziwieniu nieopodal nas zauważamy wielki obóz cygański (było ich setki). Ok. 8 pakujemy bety i zawijamy do domu - przed nami prawie 800 km. Granicę z Polską przekraczamy ok. 1 w nocy do domu przybywamy o 3.
Podsumowanie:
Do Rumunii naprawdę warto pojechać i to bez żadnych obaw. Ludzie są bardzo życzliwi i przyjaźni. Warto jeść w restauracjach, bo ceny posiłków są stosunkowo niskie. Obowiązkiem jest zabrać ze sobą namiot, ponieważ nie ma zakazu biwakowania na dziko, a fajnych miejsc jest sporo. Wyjazd kosztował nas ok. 2500zł za dwie osoby (w tym oczywiście paliwo).
Moja babuszka po raz kolejny mnie nie zawiodła. Nakulane 3600 kilometrów i nawet nie było potrzeby dolewania oleju.
Kilka fotek wrzucam do galerii:
http://www.tdm.pl/index2.php/gallery/view/1098.htmlPS. Rumunia to kraj bezdomnych psów szlajających się przeważnie w okolicach stacji benzynowych
Teraz tylko myślę co w przeszłym roku. Najprawdopodobniej Francja, oczywiście na poczciwej babci. Przewodnik już zakupiony …….