Wypadało by coś napisać.
Weź przyjaciół i przyjedźcie. Będzie fajnie, powiedział Ferenc.
No i przyjechaliśmy.
Było wszystko, mimo że nic tam nie ma. Tak w skrócie można by opisać tą przygodę.
Byliśmy na ognisku. Nad rzeką. Żeby tam dojechać, najpierw trochę szutrów, potem szlaban, później trochę błota. Jeszcze knieje, krzaki, chaszcze niczym ostoja dzikiego zwierza i już już jesteśmy na miejscu. Kilkanaście motocykli na szosowych oponach.
W mniej niż pięć minut pojawiło się ognisko, wielki arbuz zakończył swój soczysty żywot podzielony na plastry, przezroczysta słonina wylądowała nad ogniem. Polały się trunki najwyższej próby i donośny śmiech zawładnął lasem i rzeką
Tylko jeden cytat mi tu pasuje i to wieszcza co polubił Lwów jak my Welyka Dobron i ludzi tu mieszkających
Jedzą, piją, lulki palą,
Tańce, hulanka, swawola;
Ledwie karczmy nie rozwalą,
Cha cha, chi chi, hejza, hola!
Zamiast karczmy wstawmy las dla porządku
To my. Niestety "ktoś" zabrał ze sobą aparat, ktoś inny kamerę i teraz nie ma wyjścia. Wszystko się wyda
Było polowanie na faceta z żabą na klacie. Ktoś wjechał ścieżką szerokości jednego człowieka samochodem a potem jeszcze zawrócił. Dzieciaki rąbały drzewo a cała ferajna miała radochę z radochy. Anka wyjmowała siekierę z konara w kasku. Wszyscy się śmiali, nikt nie wiedział z czego. Nawet smutny zawsze jak sama śmierć Barna...
Na koniec "ktoś z Wrocławia" dogasił ognisko... motocyklem.
Więcej już nie piszę o tym wydarzeniu.
Była też biesiada u Ferenca.
Zrobił się z tego prawdziwy zlot motocyklowy. Było jedzenie z ognia (pyszna świnka) były napoje, lanie wodą było i próby drogowe też były. Chyba żaden motocykl nie przetrwał bez testowania
Zanim kurz opadł, wszystkie maszyny były już opanowane do perfekcji i żadne okno w okolicznych domach nie pozostało bez warstwy kurzu.
Wszystko to przy drodze między domami, nad wodą i w baaaardzo rozrywkowym towarzystwie. I tak do zmroku.
P.s.
Między nami był też SławnyMechanikZonow
y z Wrocławia Grzegorz C.
Oczywiście on jeden popsuł poczciwą MZ`tkę naszego gospodarza. Tak to właśnie mają mechanicy na urlopie
Jest poszukiwany listem gończym do tej pory. Za odnalezienie tego szkodnika klucz do świec Denso w opakowaniu zastępczym!
Grzeci jeździł na obelisku i jest zdjęcie jak wyglądał przed i po tym zdarzeniu.
Jak wiadomo, wszystko co dobre musi się skończyć. Tak też i tym razem się stało. Każdy rozjechał się w swoją stronę. Przez zachodnią część Ukrainy w bezpośredniej bliskości z granicą Polski, część ludzi dotarła do Bieszczadzkiej Przystani Motocyklowej.
O tajnych przygodach, wycieczkach, zdarzeniach, zawiedzionej miłości i tłuczonym szkle nic nie pisnę
Szczere podziękowania dla kumpli z Zony i Ferenca no i przyjaciół Węgrów z Ukrainy za gościnę i tyyyyle wrażeń!!!
P.s Na zdjęciu powyżej jedyna ofiara śmiertelna naszej eskapady. Z resztą jej śmierć nie poszła na marne
Poniżej fotowspomnienia
http://www.tdm.pl/index2.php/gallery/view/2678.html