EPILOGTrudno jest pisać o rzeczach o których nie ma się pojęcia. Bo niełatwo zrozumieć cudze życie, patrząc na nie z boku. Nie będę wdawał się w szczegóły. Obdrapując temat z niepotrzebnych naleciałości jak polityka, ekonomia, narodowość, religia - zostają dzieci.
Mali ludzie bez wpływu na ciąg wydarzeń, które wpędziły ich rodziców w ubóstwo. To przeszłość.
Mali ludzie którzy nie mają pojęcia, że kiedyś będą częścią systemu, który sam z siebie nie zmieni ich losu. To przyszłość.
W końcu mali ludzie, którzy już wiedzą, że nierówność to naturalny stan świata. To teraźniejszość.
Skąd wiedzą? Wiedzą bo kolega ma zeszyt z kolorową okładką. W ogóle ma zeszyt. Bo koleżanka rysuje kredkami. Szkoła to mikroświat. Tam wszystko się zaczyna. To w szkole nabiera się chęci do poznania świata, postrzegania go i podziwiania. Albo przeciwnie. Swoją szarą obojętnością szkoła może pokazywać oblicze bezwzględnego współzawodnictwa, nierówności ekonomicznej, zależności wyznaniowej. Dzieciaki tego nie rozumieją. Niektóre, pozbawione choćby zeszytu, mają najtrudniej. Nie mają nawet szansy na szansę. I tu zaczyna się nasza misja. Właśnie dla tych małych ludzi zbieraliśmy pieniądze i inne rzeczy. Na zeszyt w kratkę, ołówek, temperówkę, linijkę i cyrkiel… Kto wie czy nie zmienimy ich przyszłości… No my nie zmienimy. Ale być może zapoczątkowaliśmy tą zmianę.
Świat jest dobry. Wystarczy spotkać odpowiednich ludzi Po powrocie z wakacji wspominamy gościnność i szczodrość ludzi z którymi droga nas połączyła. Bywało, że ktoś chciał podzielić się kawałkiem chleba. Przypadkowo poznani ludzie, zapraszali do swoich domów. Inni pokazywali drogę a jeszcze inni oferowali pomoc przy naprawie motocykla.
Ktoś odłożył swoje obowiązki, wsiadł w samochód i znalazł pomoc kiedy zawiodła maszyna. Bezinteresownie. To są spotkani odpowiedni ludzie właśnie. Zostawiamy za sobą takich darczyńców i tylko uśmiechamy się z wdzięcznością. Bo co więcej możemy zrobić w zamian za ofiarowanie ostatniej kromki chleba, przyjaźni, swojego domu, czasu… Czujemy, że podróżując stajemy się dłużnikami tych sytuacji. Ja tak czuję. Jak się odwdzięczyć niewiele przy sobie mając w podróży? Zbiórka ta i nasz przyjazd do Welyka Dobron jest więc też symbolicznym podziękowaniem dla tych którzy z ciekawości czy z dobrego serca, w pewnym sensie ale w innym znaczeniu… dali nam też szansę na szansę.
Z powodu sumy jaką uzbieraliśmy i przez ilość motocykli które nasz przywiozły do Welyka Dobron, jestem zmieszany. Przez swoją ignorancję i niedowiarstwo. Założyłem zgodnie z tym co widzę na co dzień, że ludzie żyją zamknięci w swoim świecie, niewiele rozmyślając o tym co dalej niż rękę wyciągnąć. Jakże się pomyliłem… To nieprawda.
Nie sądziłem, że wystawiając się na potencjalne wyśmianie i jakże znane skądinąd malkontenctwo, zamiast tego odkryję wielki potencjał ludzkiej prawości. Że mimo różnej powierzchowności, poznam ludzi wrażliwych i ceniących coś więcej niż własny, wygodny punkt siedzenia. Tym sposobem i ja skorzystałem z Waszej uczynności. Dowiedziałem się, że generalizowanie choć wygodne, jest krzywdzące i dale mylny pogląd.
Przy tym wszystkim doszło do precedensu w czasie w którym tkwimy. Do bezinteresowności.
Pieniądze:W czterdzieści dni 71 osób wpłaciło 6511 zł. Ale to nie wszystko. Po zakończeniu zrzutki wpłynęło jeszcze trochę pieniędzy w wariancie „do ręki”. I takim sposobem nazbieraliśmy 6900zł. A to i tak jeszcze nie wszystko. Właściciel hotelu w którym mieszkaliśmy, Jozsef, obiecał wesprzeć szkołę sumą jaką wydamy na jedzenie i picie w czasie pobytu. To też jeszcze nie wszystko. Pewien bardzo skromny człowiek z Forum, wygrał aukcję butelki za 500 zł. Wpłacił 550 potem jeszcze dorzucił 133 a na koniec… wdusił butelkę z powrotem jej poprzedniemu właścicielowi! Skandal!
Przez tą skromność nie napisze kto to jest, bo mógłby być zły na mnie.
Ludzie:Od Nowej Dęby we czwartek jechaliśmy w sześć motocykli.
Nie bez trudności bo w pierwszym bankomacie zabrakło środków, wyciągnąłem gotówkę. Wymieniliśmy ją na Hrywny dopiero na granicy Słowacko – Ukraińskiej. Tak zrobiło się 41875 Hrywien.
Na granicy nie obeszło się bez kłopotów. Jeden kolega został zawrócony a inny miał sporą zagadkę z wjazdem na tzw. miękki dowód. Za to w idealnym czasie dojechało jeszcze dwóch motonitów. To już osiem.
Zjeżdżaliśmy się do hotelu we czwartek, aż było kilkanaście maszyn a w piątek jeszcze dwie. A w sobotę wieczorem jeszcze dwie, choć było zbyt późno na wszystko
W piątek spotkanie w Domu Kultury Węgierskiej. Przyszły dzieciaki ich rodzice, nauczyciele i Dyrektor Szkoły.
Dzieci ubrane na galowo jak w święto. Na dodatek przygotowały specjalnie dla nas piosenki. Jakże przyjemnie słucha się niezrozumiałych słów kiedy są wyśpiewane dla nas.
Gadżety przywiezione z Polski rozdaliśmy. Kamizelki odblaskowe, długopisy, słodycze, notesy, balony, świnki-skarbonki, słuchawki, pudełka śniadaniowe, jeden koc i jedną torbę. Wyrwany na środek sali chciałem powiedzieć coś sensownego na tą okoliczność ale coś mi głos grzązł. W naszym imieniu, w imieniu motocyklistów z Polski, wręczyłem więc publicznie dwa grube pliki pieniędzy dyrektorowi szkoły. Ten z kolei przekazał je Ferencowi jako człowiekowi zaufania. Ferenc jest prawy i uczynny. Motocyklista, choć chwilowo w zawieszeniu. Bardzo się udziela w miejscowej społeczności. Swój człowiek. Mam stuprocentową pewność, że pieniądze ze zbiórki zostaną wydane najlepiej jak to możliwe. Poza tym Ferenc wszędzie towarzyszył nam i nie szczędził wysiłków, żebyśmy czuli się jak u siebie.
Wracając do tematu. Po oficjalnej części, przeszliśmy piętro niżej i zaczęły się papierowe orygie… Yyy to znaczy origami. Malwa miała sama przeprowadzić skutecznie zderzenie dzieciarów z papierem ale z pomocą przyszły koleżanki, nauczycielki i mamy
Uwzięły się na piekło-niebo chociaż czekałem na samoloty a samoloty były dopiero na końcu!
I tak oto zakończył się początek piątku. Dzieciaki rozpierzchły się. Wszak wakacje. My zostaliśmy pod strzechą z kociołkiem zupy rybnej. Kociołek przygotował nie kto inny jak Ferenc
Wydarzenia:Po spełnieniu przyjemnego obowiązku przyszedł czas wolny. Czas wolny dla każdego znaczy coś innego. Jednak razem też robiliśmy różne rzeczy. Na przykład: Czy wiecie ile osób pomieści Chewrolet Niva?
Chewrolet Niva pomieści 11 osób. I to 11 tylko dlatego, że zabrakło osób
Za pomocą tejże Nivy, Ferenc zawiózł nas do byczków. A byczki były zmuszane do lizania dziewczyn za pomocą soli. Nie rozwinę tego wątku A lizanie będzie na filmie jeśli film powstanie
Jedliśmy też jabłka z drzewa. Kiedy ostatnio ktoś z Was zajadał się jabłkami nie znającymi chemii prosto z drzewa?
Dziewczyny zrobiły włam do Łady, też Nivy. Malwa poszła wybadać co robi właściciel w sklepie i sru do wozu!
Kaczorowi udzielił się przestępczy nastrój Malwy i równie chętnie weszła na przestępczą ścieżkę. To był tylko zapalnik. Za Malwą i Kaczorem wszyscy rzucili się do biednego auta. W zamian za zamarkowane przywłaszczenie, na fotelu kierowcy zagościło zimne piwo butelkowe
Pojechaliśmy tez na wycieczkę. Najpierw do zamku w Mukaczewie.
Potem rozjechaliśmy się na dwa sposoby, żeby spotkać się przy bunkrze Linii Arpada. Część asfaltowo a reszta nie asfaltowo.
Miały być przyjemne szuterki a była żwirowo kamienista droga i koleiny z błotem. No i te koleiny właśnie nas zawróciły
Z godzinnym opóźnieniem do bunkrów dojechaliśmy
Gumę też wyłapaliśmy a jakże
Jeden więc zrobił a reszta w tym czasie...
Byliśmy u Pana Palinki. Radości nie było końca, kiedy trafiliśmy nocą do właściciela dóbr płynnych. I zakupy robiliśmy i próby doustne oczywiście też.
W wielkim skrócie tak to wyglądało. Słaby ze mnie organizator ale drużyna zebrała się taka, że wszystko samo się potoczyło
Szczerze dziękuję każdemu kto kliknął „wpłać” i cieszę się, że mogłem spotkać znane twarze i poznać tyle pozytywnych osobowości
Motocyklistów, podróżników ale przede wszystkim ludzi. Mam nadzieję, że "Akcja Ołówek" nie nadwyrężyła Waszej cierpliwości a powrót mimo, że dla niektórych okazał się próbą wytrzymałości, zapamięta się jako przygoda
Dziękuję też kolegom a jednocześnie przełożonym z mojej pracy, którzy nie byli obojętni na tak odległą dla większości sprawę.
Malwa. Bardzo wyszły naklejki. Jak zawsze zresztą
Mają je wszyscy i zostało ich trochę na Ukrainie. Jeżdżą przyklejone w eksponowanym miejscu.
Niestety muszę też podziękować Kaczorowi
Rozbiła swój motocykl tuż za rogatkami Warszawy a mimo to z siniakami i uszczerbkiem na kolanie nie odpuściła sobie wyjazdu. Twarda z niej sztuka
Znów więc zagościła w systemie kolejkowym: kierownica, CeloFan, Kaczor
Bez jej pomocy chyba do tej pory rozliczałbym się z hotelem!
Osiągnięcia:Uśmiech dzieciarów
W szkole zostało 43375 UAH i dużo długopisów. Pierwszy i ostatni był Grzeci. Pierwszy zrobił wpłatę a na koniec dorzucił jeszcze trochę Hrywien nie szukając drobnych.
Na początku roku szkolnego Dyrektor szkoły sprawdzi kto czego potrzebuje a nie może tego mieć. Zrobią się zakupy. Później, sukcesywnie będzie się robiło potrzebne sprawunki. Liczę, że nasza składka wystarczy na długo. Będę informował.