w czerwcu tego roku odbyłem podobną podróż z dziedzicem, trwała 9 dni z czego dwa spędziliśmy w bieszczadach bez jazdy z powodu awarii i zrobilismy w tym czasie trzy tysiące z okładem. Plan był taki - wokół Polski, wzdłuż wszystkich granic; zasada nr 1 żadnych głównych tras - w miarę możliwości jazda wśród pól, lasów, wsi.
Nie pamiętam już wszystkich miejscowości ale napewno pierwszy nocleg to Polańczyk nad Soliną w hotelu - obwodnica bieszczadzka, brak słów by opisać tą trasę, można jechać godzinę, dwie ... i nie spotkc samochodu, ludzi, a jedyne żywe istoty to nomen omen krówki
i łowiecki na pastwiskach. Górki niewysokie dzięki czemu nie długich podjazdów i trasa jest ciekawsza. Kręty podjazd - las - zapach wilgotnego lasu - żyć się chce, kolejne zakrętasy w dół, w dolinie kilka domów i znów w górę i tak godzinami. Dziedzic też zakochał się w Biesach, a kto zna dzisiejszych 12 - latków
wie, że to nie jest oczywiste. Nietsety nie udało nam się znaleźć czynnego pola namiotowego, niby czerwiec ale pogoda niespecjalna, poczas poszukiwania alternatywnego noclegu przewracamy krówkę
na parkingu i cudownie łamiemy klamkę sprzęgła, którą dzięki pomocy motonitów z Rzeszowa udaje nam się dopasować z jakiegoś urala, dniepra czy innego sowieta. Wyruszamy dwa dni później z Polańczyka, niestety zbaczamy z trasy w głąb kraju do Rzeszowa - najbliższy serwis lub sklep z częściami jest tam właśnie, a lepiej jednak zamontować oryginalną klamkę. Z Rzeszowa najkrótszą trasą jak najbliżej wschodniej granicy i dalej w górę aż za Terespol. Wschód, piękny nigdy wcześniej nie byłem w tych rejonach - nie wiedziałem, że są jeszcze takie cudne wioski (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu) - ludzie w środku dnia siedzący przed domami na ławeczkach, wychodzący na drogę kiedy przejeżdżamy po to tylko żeby się przyjrzeć czy pozdrowić, tam czas płynie dwa razy wolniej. Trasa - wszędzie ten sam scenariusz - kilka kilometrów lasami, po wyjeździe z lasu - pola, dalesze kilka km i dalej wioska - kilometr może dwa i znów pola zanimi las i znów pola. Jakość dróg wymaga ostrożnej jazdy - dziury, piach na zakrętach... ale nie musimy się spieszyć cieszymy się widokami i coraz ładniejszą pogodą.
W końcu wieczorem dojeżdżamy do Terespola (-lu??), nieuchronnie zbiera się na burzę, nad ukraińską stroną widać jak chmury rwą się i opadają na ziemię, czuć zapach deszczu. Uciekamy przed deszczem. Wyjeżdżamy z Terespola i zaczynamy szukać agroturystyki, pensjonatów, hoteli - bezskutecznie, a wygląda na to, że od ulewy dzielą nas tylko minuty. Przejechaliśmy 20 może 30 kilometrów od Terespola i w ataku desperacji wjeżdżamy w las, jakiś 1 może 2 kilomerty wgłąb i leśna drogą, piachem, błotkiem
...proszę bardzo - piękna polana, w pośpiechu rozbijamy namiot. Chmury jakimś cudem nie przeszły na polską stronę (korki na granicach ??
), a my nocujemy w środku lasu posileni kiełaską z z mini ogniska rozpalonego w wykopanym siekierką dołku. Cisza taka, że trudno zasnąć. Pobudka około szóstej rano, wychodzę z namiotu, a przchodzący obok starszy Pan - grzybiarz (w czerwcu ??) pozdrawia i pyta jak noc i czy aby "komary za bardzo nie cięli ??" - sielanka. Dalej szybkie pakowanie i w trasę...
Dzisiejszy cel nie jest zbyt daleko - Białowieża, krajobrazy podobne do momentu kiedy wjeżdżamy w puszczę, mimo upału tam jest chłodniej i przyjemniej jednak trzeba zwolnić - bocian samobójca, który rano rzucił nam się prawie pod koła na pograniczu lasu i pól przypomina, że trzeba pamiętać o zwierzynie, kótra czasem może wtargnąć na drogę. Odwiedzamy rezerwat żubrów, które jednak nie raczyły podejść bliżej i zamiast naszego towarzystwa wybrały cień drzew. Udaje nam się za to obejrzeć kilka innych ciekawych futrzaków, wilki, rysie - warto obejrzeć. Ciekawe jest to, że do Białowieży prowadzi tylko jedna droga więc tą drogą, którą tam dojechaliśmy róznież wracaliśmy. Polecam świetne pole namiotowe, Michał czy u Michała - niedrogo, trawka jak na polu golfowym, czyste i pachnące sanitariaty, prąd, nie ma tłoku. Niestety deszcz, przed którym udało nam się uciec w okolicahc Terespola dopada nas w Białowieży, namiot przemaka, łamie się jeden pałąk wszystko zalane. Suszenie śpiworów i ciuchów opóźnia wyjazd ale i dzisiejszy cel nie jest odległy - Wilczy Szaniec w Kętrzynie...
to się rozpisałem
cd jak bedzie wena