Sorry za opóźnienie.
Ale administrator wpierdolił mi jakąś wiadomość sieciową i cvały ciąg dalszy musiałem pisać od nowa.
Dalsza droga minęła im w spokoju, choć bez kochanego słoneczka. W Krainie CHYŻNE spożyli posiłek i przekraczając granicę wkroczyli do dziewiczej dla nich SŁOWACJI. Kraina ta zapamietana zostanie jako kraina równych dróg, ładnych "Rybeczek" , miliarda cyganów i..................
..... TATRACH skapanych w nieprzeniknionych gęstwinach chmur.
- Do stu tysięcy zdechłych koników morskich!!- Przypomniał Fiszolotowi, że nadworni meteorolodzy zapowiadali piekna aurę i widoki, a tu co ?!
- Oooooo dobiorę ja wam się do dupy- Dopomyślał Panryba
Przyjaciele pomknęli czym prędzej w obranym wcześniej kierunku i dotarli do krainy KRYNICA około godz 17.00. Po drodze oczywiście zachwycali się widokami okolicznych wzgórz. Czynili fotografie co po niektórym zabytkom i zakochali sie w drodze z Bardejowa do granicy Polski i dalej z Piwnicznej Zdrój do Krynicy. Po naprawde krotkim czasie znaleźli niezłą melinkę ( na ścianie frontowej mieli takie fajne gwiazdki, chyba ze trzy czy jakoś tak) Od zaprzyjaźnionego kiedyś Rekina zwanego Matiz (ponoć taka furmanka kiedyś była. przyp autora)
udal sie do polecanej onegdaj kiedyś jadłodajni. Mniejsza jaka nazwę nosiła. Ważne że podano przepyszną "kombinacjęalpejskap
owłosku"
Kątem oka Panryba zauważył ze zlatują się tu coraz bardziej różnego pokroju kaszaloty. Zdziwiło go dlaczego zlatuja tu tak gromadnie??
Po kilku chwilach sytuacja się wyjaśniła. Otóż zewsząd popłynęła muzyka i owe kaszaloty ruszyły na środek pomieszczenia wykonując dziwne ruchy, przypominające Panurybie coś w stylu "zapalenia organizmu". Wzruszył tylko ramionami i spożywał dalej. Po posiłku delektując miejscowymi szczynami, zauważył że w przerwie owego "zapalenia organizmu" u kaszalotów, niektóre z nich zaczęły spoglądać ku niemu z dziwnie zamglonymi oczyma, przesuwając się nieznacznie acz stale w jego kierunku. Tego Panurybie było już za wiele!!! Nie miał zamiaru dać się wciągnąć w "gierki" kaszalotów, a tym bardziej zarazić się dziwna chorobą organizmu. Panryba pomyślał po prostu- SPIERDALAM!!! i tyle go było. Przed wejsciem zagadał go jeszcze, wpatrzony znów w niebo Fiszolot, zdawkowym -Jak było?. Jednak Panryba nic nie odpowiedział chcąc jak najszybciej zanurzyć się pod prysznicem i pomachać płetwami. Nasz bohater zadzwonił jeszcze do Panirybkowej, pogadał "cotam" i zasnął.
DZIEŃ 3
Nazajutrz kraina przywitała ich słoneczkiem i lekkim mrozikiem, który objawiał się białym nalotem na Fiszolocie.
- Jebany pijak- pomyślał Panryba o Fiszolocie, domyślając się że on znów zasnął na dworze wpatrzony w gwiazdy. Oczywiście zgadujecie że wczorajszego dnia Fiszolot znów pił i nie jakieś tam trunki tylko co?! Zwykłą ETYLINĘ !!
- Źle z nim- przeleciało Panurybie przez głowę.
- Muszę coś z tym zrobić!
"Łodpalającwroty" nasi bohaterowie obrali kierunek kraina "BIESZCZADY".
I znów zagłębili sie w SŁOWACJĘ gdzie przywitały ich cudne widoki i równe drogi. Nie wspominając o miliardzie cyganów.
Po krótkiej chwili na horyzoncie zamajaczyły im góry zwane BIESZCZADAMI. W tym momencie nie myśleli dosłownie o niczym, wpatrując się tylko w cuda natury i ciesząc dupska równymi drogami. Odkrywali co rusz fantastyczne zakątki tej krainy a prze myśl co chwile przemykało tylko..............
........... o ja pierdolę, o żesz qrwa, itd itp............
O godzinie 17.00 dotarli do wsi WETLINA gdzie spodziewali się znaleźć bez większych przeszkód nocleg. Jakież było ich zdziwienie gdzy chodząc od drzwi do drzwi byli odsyłani z przysłowiowym "kopem w kakaowe słoneczko" (czyt. "kopem w dupę". przyp autora)
Panryba i Fiszolot uruchomili wszystkie swoje tajne moce, prawie jaku rycerzy DŻEDAJ, ale ni huja , nic to nie dało. Dopiero dopiero ostanie "koło ratunkowe" z milionerów czyli tel do przyjaciela pomógł im znaleźć bazę.
A propopo!!!
Czy żonę można traktować jak przyjaciela?! Hmm....nie powinni uznać tej odpowiedzi. Przecież żona nie jest Twoim przyjacielem a co za tym idzie nasi bohaterowie powinni się bujać!! Ale co tam. Dali sobie radę.
Po udanie się "na bazę" Fiszolot oznajmił że ...
- Ja to pierdole, w takich warunkach nie śpię i idę patrzeć w gwiazdy.
- A ciul Ci do dupy !- odkrzyknął Panryba i zaszył się w swoim szałasie.
DZIEŃ4
Następnego dnia Panarybe ruszyło sumienie, że zachował się jak pener i poszedł sprawdzić co u Fiszolota.
I co ?? Tak, macie rację. Fiszolot stał sobie jak gdyby nic, znów oszroniony i oczywiście śpiący, no bo jakże by inaczej.
- Te gościu..... -zagadnął Panryba. Cisza
- Ej no weź, nie bądź "TO CO RYJE" -zażartował.
Cisza.
- No, Fiszolot! Nie bądź to co "OGIER NOSI POD BRZUCHEM"
Nadal cisza.....
- A to ciąg smugę- rzekł PAnryba i sam pociągnął smugę. Jednakże smuga ta wyprowadziła go na POŁONINĘ WETLIŃSKĄ.
Miejsce to urzekło go do szpiku ości i pozostało mu jedynie pomyśleć czule
- Dżizas Qrwa Japierdolę !!! TAK! To było najlepsze określenie stanu psychofizycznego Panaryby.
Błąkał się przeszczęśliwy po tej krainie i nie chciał jej za nic opuścić. Jednak zmęczenie wzięło górę i nasz pożal się Boże, gorol, zszedł do szałasu.
Pozostawiony sam sobie Fiszlolot, sam od siebie zagadał wracającego Panarybę - Jak było?
- A żałuj, żałuj !!- odparł Panryba.
- No żałuję ja cholera. Może byś mnie zabrał gdzieś- namawiał Fiszolot
- A wiesz, zabiorę Cię-
Jak postanowili tak zrobili i obaj nasi bohaterowie udali sie na krótką wyprawę. Zmeczeni wypili jeszcze jakieś szczyny w, co jak co, zajebiście klimatycznej knajpce i przy brzdękolącym Garry Moorze, i zasnęli. Panryba w łóżku a Fiszolot, ta "gnida dworska", oczywiście na dworze.
DZIEŃ 5
Na ten dzień nasi przyjaciele zaplanowali powrót do swojego stawu. Panryba spakowawszy wszystkie swoje śpargały, zszedł by obudzić śpiącego Fiszolota. Oczywiście widok jego kompana nie wróżył nic dobrego. I tak też sie stało. Panryba próbował dobudzić Fiszolota, tego pijaka pierdolonego, ale ten niewzruszony spał. Po prostu spał. Panarybę naszła myśl
- A może Fiszolot przymarzł ?
Szybko przypomniał sobie, że zabrał ze soba kable wysokiego napięcia coby przypierdolić komuś jakby podskakiwał. Wyjął owe kable i u wychodzącego z szałasu jakieś Tambylca poprosił o prąd coby „łodpalićwroty” u Fiszolota. TAAADAAAMMMM !!!!!!!!
Zadziałało. Fiszolot otarł zaspane oczka i zapytał
- Co jest qrwa?
Panryba na to
- Ja Ci qrwa dam, co jest! Która godzina? 10.00 qrwa Twoja mać. A o której umawialiśmy się na wyjazd ? O 8 jakbys nie pamiętał !!!
- Dobra już, dobra.
Szybko się spakowali i ruszyli w drogę powrotną. Pogoda nadal pozwalała im cieszyć się urokami krainy ale nie ukrywajmy, Panryba musiał się odziać we wszystkie niezbędne łuski, co by skrzela nie wypadły mu za kilka dni. A Fiszolot? Nic. Temu pijakowi jebanemu zawsze ciepło jak już ruszy z miejsca. Napić się tylko musiał i znów tej ETYLINY. Brrrr……
-Jak on może to chlać?-dziwił się PAnryba
Po drodze zawitali jeszcze do Panamatiza, mieszkańca PRZEUROCZEJ KRAINY RZESZÓW. Panmatiz pokazał naszym bohaterom kilka zakamarków owej krainy. Panrybę poruszyło jednakże, mrowie, powtarzam MROWIE przepięknych i cudnych „Rybek”. No nic tylko zarzucić przynętę i…….ŁECH!!!! Niestety jak to często-gęsto bywa, czas naglił a przed naszymi podróżnikami szmat drogi. „Łodpaliliwroty” i udali się w ostatni kawałek ich wspólnej drogi. Droga ta okazała się istnym koszmarem. A dla czemu? A dla temu że ruch od Rzeszowa do Krakowa przerósł wszelkie ich wyobrażenia. Przed nimi były tylko nie kończące się korki , wioski, sygnalizacje,korki,korki,korki…… W pewnym momencie Panryba doszedł do wniosku że gdyby miał w te podróż udać się z innym swym przyjacielem, niejakim Meśkiemaklasse, doznał by a tej trasie maksymalnego w**** z palpitcją skrzeli , herzklekotami i wylewem krwi do jego supermalutkiego mózgu. Po przejechaniu tej jak ja zwą , drogi numer 4, pokochał SWOJĄ drogę nr 8 która od tej pory wydaje mu się polną ścieżynką.
Nasi przyjaciele dotarli do domu o godz 20.00 , jadąc ostanie 20 km w totalnej mgle. We drzwiach przywitały go jego ukochane małe szkodniczko-rybki a on UŚŚŚŚCISKAŁ GORRRRRĄCO Paniąrybkową. W tym uścisku zostali również w nocy ale to już inna opowieść…….
EPILOG
PRZEJECHANE KM TO
-dzień 1, 350 km
-dzień 2, 322 km
-dzień 3, 230 km
-dzień 4, 100 km
-dzień 5, 622 km
Wrażenia nieziemskie i postanowienie powrotu w te miejsca całą rodziną Rybków. Fiszolot za namową Panaryby udał się na odwyk. Panryba pomyślał że po wymianie kilku elementów eksploatacyjnych może Fiszolot przestanie chlać te ETYLINE, ale my wiemy że chyba go pojebało i Fiszolot tak łatwo się nie podda. A nowe ciuchy zawsze się przydadzą.
P.S. Autor nie bierze (chyba że do kieszeni) żadnej odpowiedzialności za zamieszczone teksty. Wszelkie podobieństwo osób i zdarzeń, QRWA jak najbardziej zamierzone. W opisywanej historyjce (za) udział wziął Autor.
A w ogóle ……..to ciągnę smugę stąd. Nara