Moto Xpress Tour
Mamy dziwne uczucie, że Ameryka południowa nas nie lubi. Przykład z ostatnich dni. Wyruszyliśmy z La Paz bardzo wcześnie, żeby zrobić cała trasę La Paz- Cuzco i po drodzę zobaczyć jezioro Tikitaka. Po 107 km (wiem, bo znak był obok), w tym uroczym miejscu z Mataty wypadła śruba od zbiornika oleju i moto z pełną parą wypluł cały olej na przestrzeni 15 metrów. Maks pojechał szukać śruby, zostawiając mnie przy drodzę z moim moto na bite 5 godzin. Gdy wrócił, okazało się że w najbliższych wioskach nie mają śruby o podobnych rozmiarach, wiec dali nam mniejszą, sznurek i sylikon. Prowizorka, ale udało się! Zatkaliśmy, nalaliśmy olej, wystartowałem moto, działa! No to wsiadamy, pakujemy się i... nie, nie jedziemy dalej, bo dla odmiany Hakuna nie chce odpalić. Podłączamy Hakunę do Mataty na hol (wiem, nie robi się tak) i ciągnę Maksa do Copacabany przez naście km. Następnego dnia rozbieramy moto, stwierdzamy, że to chyba kranik, czyścimy, skladamy z powrotem i... zaczyna padać grad, a po chwili śnieg. No nic, zostajemy w Copacabanie jeszcze jeden dzień. Dziś zadowoleni że wszystko gotowe, śnieg stopniał i dzień jest piękny, probujemy odpalić... no niestety, zero reakcji. W tej chwili Maks rozbiera moto, i wraz z tutejszymi "specami" próbuje go zmusić do działania. Czekam niecierpliwie na huragan, tornado, lub burzę piaskową.